Moje dziecko
uwierzyło, że matka potrafi zrobić wszystko. Cóż, łechce to moje ego, lecz jako
realistka, musiałam ją nieco sprowadzić na ziemię.
Niestety, zanim tego dokonałam, swoje niebieskie oczy
uformowała w sposób charakterystyczny dla Kota z filmu „Shrek” i z taką oto
miną poprosiła mnie o uszycie… misia. Misia - pluszowego, mięciutkiego, takiego
z ładną buuuzią…
Eh, no niby staram się być „superhero” i najdziwniejsze
dziecięce fantazje spełniać, ale do cholery! ja dopiero niedawno odkryłam, że
potrafię z igłą i nitką wywojować coś więcej, niż wszycie guzika.
Dobra. Młoda zasnęła, wtedy poprosiłam wujka Google o pomoc.
Doradził, żebym na początek przetworzyła starą rękawiczkę, wyczarowując z niej
miśka. Skierował mnie
tutaj.
Pełna entuzjazmu popędziłam do garderoby w celu poszukiwania
nieużywanej rękawiczki.
Jest! Na dnie kosza leżały sobie takie stare męża… brązowe.
A ulubionymi kolorami córki są przecież żółty i różowy. Cóż… jak się nie ma co
się lubi, to się lubi co się ma.
Ciach, mach i powstał
misiek. Postanowiłam dorobić mu czapkę. No bo czarnych rękawic mąż też nie
używał…
W końcu misiek popatrzył na mnie tym swoim psychodelicznym
spojrzeniem i wtedy dostrzegłam, że aparycją przypomina pana Ziutka spod budki
z piwem. Tak, tego, którego codziennie mijamy z córą wracając z przedszkola
(ktoś niezgrabnie umiejscowił knajpę niedaleko placówki przedszkolnej ).
No i stało się. Zleceniodawczyni przedsięwzięcia wzięła
miśka do rąk, przeprowadziła wstępne oględziny i… postanowiła jednak podarować
go tacie. Że przecież do niego bardziej pasuje.
Tata się ucieszył, bo ostatnimi czasy ofiarowano mu głównie
skarpetki. A żeby nie kojarzył się z panem Ziutkiem, dorobiłam mu hipsterską
koszulkę i teraz jest po prostu… modny.